Po osiemnastu godzinach jazdy samochodem, niektórym może wydawać się to idiotyczne, ale uwierzcie mi, że można, dojeżdżamy w końcu pod nasz wcześniej zarezerwowany hostel. GPS doprowadza nas prawie pod same drzwi. Prawie. Zatrzymujemy się na małym parkingu przy Dunaju, w bardzo urokliwym zakątku Belgradu kilka kilometrów od centrum. Nie płacimy za miejsce postojowe, wyjaśniamy parkingowemu, że idziemy poszukać hostelu i za chwilę odjeżdżamy. Przechodzimy przez ulicę pełną knajp i restauracji szukając numeru, pod którym znajduje się nasz hostel. Ku naszemu zdziwieniu nie możemy znaleźć. Chwila. Przechodzimy jeszcze raz i znów nic
z tego. Chwila. 65, 67, mijamy kolejne numery 71. Numeru 69 nie ma. Wchodzimy do restauracji, w której z naszych rachunków miał on się znajdować. Żadnego szyldu informacyjnego oczywiście nie było, bo to nie był hostel, tylko restauracja, która postanowiła sobie dorobić użyczając pokoi znajdujących bezpośrednio nad nią. Informując kelnera, ze mamy na dzisiejszą i jutrzejszą noc rezerwację, widzieliśmy coraz bardziej powiększające się ze zdziwienia jego oczy. Tłumaczy nam, że musi przenieść gościa z naszego pokoju do innego i posprzątać. Prosi żebyśmy wrócili za pół godziny. Ok, może pomyśleli, że nie przyjedziemy, chodź napisaliśmy wiadomość, że będziemy ok. 22:00. Wracamy po samochód, chwilę kręcimy się jeszcze po parkingu, parkujemy przed hostelem i tu zaczyna się jeszcze większe rozczarowanie. Panowie kelnerzy przechodzą do negocjacji ceny za pokój, a mianowicie, że nie możliwe jest żebyśmy zarezerwowali pokój za noc od osoby za 10EUR skoro na wszystkich innych portalach z noclegami ten wspaniały hostel życzy sobie po 20EUR od osoby. Pokazujemy przezornie wcześniej wydrukowaną rezerwację z „naszą właściwą” kwotą, na co dostajemy odpowiedź, że to nie może być prawda bo oni już od pół roku nie mają podpisanej umowy z portalem hostelsclub.com przez który dokonaliśmy rezerwacji. Twardo obstajemy przy swojej wersji, panowie kelnerzy zaś stanowczo aczkolwiek miło przy swojej. Te dziwne negocjacje trwają około trzydziestu minut. Typowe zmęczenie przeciwnika, który jest bez wyjścia.Trochę jak podczas rosyjskiej czy białoruskiej kontroli drogowej, gdy milicjant chce wyłudzić łapówkę, to ją wyłudzi. Mamy dość, chcemy znaleźć coś innego. Ale jest 22:30, jesteśmy od dziewiętnastu godzin na nogach. Proponuję w końcu kompromis – 15EUR od osoby za noc. Panowie kelnerzy przystają na naszą propozycję z grymasem na twarzy, dzwonią po zgodę, podobno do właściciela. Dostają przyzwolenie, więc pan kelner prowadzi nas do apartamentu. I tu zaczyna się nasze największe rozczarowanie. Zamiast zarezerwowanego jeszcze z Polski dwuosobowego pokoju z łazienka otrzymujemy pięcioosobową norę bez łazienki. Pokój jest nagrzany do tego stopnia, że nie można w nim wytrzymać. Jest w nim cieplej niż na zewnątrz. Dostajemy wiatrak, o klimatyzacji możemy pomarzyć. Na pytanie o klucz do pokoju dostajemy od pana kelnera odpowiedź, że to on jest tutaj kluczem. Cudownie rozpoczynają się nasze wakacje - pomyśleliśmy z wściekłością. Zmęczenie i łyk piwa robią jednak swoje, zasypiamy. Jeśli nie chcecie przeżyć podobnych wrażeń unikajcie hostelu Dunavska Prica przy ul. Kej Oslobođenja 69, Zemun w Belgradzie.